Mama – obecność, która jest miłością. Silniejszą, niż choroba i śmierć.

Ubiera. Karmi. Pociesza. Pomaga. Uczy. Przytula. Opiekuje się. Ale czasem to mamą trzeba się zaopiekować. Gdy choruje, nagle okazuje się, że jest jeszcze ważniejsza, niż nam się wydawało. Jak choroba wpłynęła na relację z mamą? Przeczytajcie historie naszych bohaterek. 

Mama po prostu jest. Od samego początku. Zawsze. Jej opieka i obecność są tak oczywiste, że często zwyczajnie zapominamy jak ważną jest osobą. Tą oczywistość często podważa dopiero trudna sytuacja jak, na przykład, choroba, która z dnia na dzień zabiera mamę. Ale też uświadamia, że mama znaczy więcej, niż nam się do tej pory wydawało. To osoba, dzięki której nasz świat istnieje. A my jesteśmy tym kim jesteśmy. O tym jak diagnoza raka wpłynęła na postrzeganie mamy opowiedziały nam Sonia, Karolina, Aneta, Ela i Laura. Niektóre z nich z powodu choroby straciły mamę na zawsze, niektóre tylko na chwilę, ale wszystkie zyskały jeszcze większą pewność, że mama jest najważniejsza!

***Sonia: Mama – przyjaciółka i nauczycielka. I wielką inspiracją.

Dla Soni mama stała się inspiracją i siłą do założenia fundacji UNIKUM. To właśnie po jej śmierci fundacja zaczęła nabierać realnego kształtu, a Sonia poczuła, że ma siłę, by podzielić się swoim doświadczeniem, a przez to zachować żywą pamiątkę po mamie. 

Gdy myślę mama…

“Mama to słowo o wielkiej mocy. Dla mnie oznacza bezwarunkową miłość, zrozumienie bez zbędnych słów, wsparcie w każdej sytuacji i nieograniczone zaufanie. Kiedy myślę o mojej mamie, mam przed oczami silną i piękną kobietę. Osobę, która niczego się nie bała i zawsze zachowywała zimną krew. Myślę, że dopiero z biegiem lat zaczęłam szczerze doceniać i rozumieć, co robiła dla nas mama. Jak wielką rolę odgrywała w tym kim się stałam.

Gdy mama zachorowała…

Kiedy mama zachorowała bałam się piekielnie, że ją stracę. Rokowania nie były najlepsze, ale ja nie byłam gotowa na to by odeszła. Czekało mnie jeszcze tyle ważnych momentów w moim życiu i nie wyobrażałam sobie, żeby mi w nich nie towarzyszyła. Od diagnozy do śmierci mamy minęło 5 lat. Te 5 lat staraliśmy się wykorzystać jak najlepiej i intensywniej. Dużo rozmawiałyśmy, powtarzałyśmy sobie, że się kochamy i naprawdę ceniłyśmy każdą wspólną chwilę. Nasze rozmowy stały się bardziej dojrzałe i szczere.

Kiedy dziś spoglądam na jej zdjęcie bardzo żałuję, że nie jest już z nami. Że nie mogę sięgnąć po słuchawkę i zapytać jak minął jej dzień. Wbrew pozorom najbardziej brakuje mi ją w tych zwykłych pozornie nieważnych chwilach. Kiedy coś gotuję i chcę dopytać jak ona to robiła. Albo kiedy moje dzieci nie przesypiają nocy… Z tej perspektywy myślę, że każdy kto ma mamę powinien często jej mówić jak bardzo ją kocha i powinien starać się zapełniać wspólną drogę pięknymi wspomnieniami, bo to właśnie dzięki nim mama nadal jest wśród nas. To dzięki tym wspomnieniom i zdjęciom mogę opowiedzieć moim córkom o niej i mieć nadzieję, że kiedyś one będą mogły powiedzieć: moja mama była najlepsza!


Karolina: Mama – moje serce i wzór.

Gdy myślę mama…

Mama to dla mnie najbliższa mi osoba. Moje serce i wielka miłość. Moja przyjaciółka i nauczycielka. Wsparcie. Jest dla mnie wzorem dla matczynej miłości i poświęcenia.

Gdy mama zachorowała…

Nasza relacja zmieniła się tylko pod tym względem, że mama była słabsza i nie mogła dać od siebie fizycznie tego, co dawała przed chorobą. Ale w środku nic się nie zmieniło. Myślę, że przez chorobę zbliżyłyśmy się do siebie w inny sposób i jakby zamieniłyśmy rolami. Teraz to ja się nią opiekowałam, pielęgnowałam, byłam przy niej najlepiej jak potrafiłam. Okrutnie dotarło do mnie, że nie jestem już Karolinką-córeczką swojej mamy a Karoliną-dorosłą kobietą, na którą ktoś liczy i komu jestem potrzebna.

Od zawsze byłyśmy bardzo blisko ze sobą. Ale choroba mamy nas zbliżyła do siebie w pewien sposób: cały świat przestał dla mnie istnieć, bo wtedy naszym (moim, taty i brata) każdym dniem i nocą była ona.. Z drugiej strony, to co było w tym bardzo trudne, mimo że byłyśmy razem codziennie to przestałyśmy rozmawiać. Myślę, że to był lęk. Ja nie dopuszczałam do siebie, żeby słuchać o pożegnaniach, o słabościach… Mama pewnie to wyczuła więc też nie mówiła, bo chciała mnie chronić. I pewnie sama się bała… Dziś czuję, że żałuję, iż nie miałam tej odwagi i siły na pewne rozmowy. 

To, co dawało nam obydwu wsparcie to wspólna modlitwa. Dla mnie wsparciem było to, jak Mama całowała mnie każdego dnia na „do widzenia” i mówiła, że bardzo mnie kocha i że mi dziękuję. Nigdy nie zapomnę jej słów, jak pewnej nocy, na jej prośbę przyjechałam do szpitala: “Córcia, dziękuję Ci. Zawsze mogę na ciebie liczyć”. 

Mamę zapamiętam jako osobę zawsze pogodną z jej charakterystycznym śmiechem. Zawsze gotowa by komuś pomóc, kogoś pozdrowić, zagadać. Lubianą przez wielu. Kochającą ludzi ale przede wszystkim swoich bliskich. W mamie najbardziej podziwiałam jej odwagę, mądrość i wrażliwość oraz to jak dbała o naszą rodzinę. Ceniłam jej wyjątkowość, bo roztaczała wyjątkową aurę wokół siebie. Najbardziej lubiłyśmy spędzać czas na powietrzu, na spacerach do lasu, na jeździe rowerowej. Gotowanie, zakupy – wszystko było tłem do rozmów. Uwielbiałam te nasze rozmowy. Nadawałyśmy na tych samych falach. Wspólne lubiłyśmy razem marzyć. To był zaszczyt być jej córką.

Aneta: Mama – ogromny ładunek miłości

Mama Anety choruje już 10 lat. Jest po 7 chemiach, w przypadku nawrotu, lekarze nie mają dla niej żadnej metody leczenia i nie będą mogli jej pomóc.

Gdy myślę mama…

Mama jest dla mnie bardzo ważna osobą. Kimś, kto mnie ukształtował, wychował, po prostu sprawiła, że jestem dziś ta osobą, którą jestem. Moja mama to osoba, którą bardzo podziwiam, za jej poświęcenie. Brak w niej egoizmu, tego dzisiejszego, który każe w pierwszej kolejności dbać o siebie, a potem o innych. Ona została wychowana inaczej. Potrafiła zrezygnować z własnych marzeń, aby tylko być bliżej z rodzicami i im pomagać na gospodarstwie. Potrafiła siedzieć do 4 nad ranem, byle tylko upiec najpiękniejszy tort urodzinowy dla mnie lub brata. Nigdy nie odpuszczała. Zawsze dawała z siebie 100%.

I dalej tak jest. To ja muszę stać na straży by pilnować, by ona więcej odpoczywała, by się nie forsowała i dbała też o siebie.

Gdy mama zachorowała…

Powtarzała mi: “W chorobie jesteś zawsze sam. Ty możesz mi współczuć, pocieszać, ale z choroba uporać trzeba się samemu”. I ma racje, zawsze trwałam i trwam przy niej, ale wiem, że z tym trzeba uporać się samemu. Moja mama przeszła tę drogę: od załamania, apatii aż po siłę i pogodzenie się z tym co będzie. Bardzo dużo pomogła jej wiara, która jest bardzo dla niej ważna. Jej wrodzony upór i siła charakteru też jej pomogły. I na szczęście przekazała mi te cechy. Nauczyła mnie również kompromisu w relacjach z ludźmi, a najbardziej relacji w związku. Dzięki niej nauczyłam się patrzeć i obserwować ludzi, i wybrałam sobie dobrego męża. Choć nie zawsze się z nią zgadzałam i czasami doprowadzała mnie do szewskiej pasji, to obdarzyła mnie minie ogromnym ładunkiem miłości, którym obecnie ja staram się obdarzać moje własne dzieci.

Dziś gdy nasze relacje już dawno odbiegają od relacji dorosły-dziecko, nadal troszczymy się wzajemnie o siebie i wspieramy. Widzimy się praktycznie codziennie, co powoduje, że mamy bardzo bliskie relacje. Wiemy, co pieczemy, co zasadzimy w ogrodzie, co dzieci robią w przedszkolu itd.. Pozoronie nasza relacja nie zmieniła się pod wpływem choroby, ale zmieniła się ja, bo dorosłam. Dojrzalej zaczęłam patrzeć na życie. Staram się doceniać każdą chwilę spędzoną z mamą, bo wiemy obie, że kiedyś może przyjdzie ten dzień i wyniki nie będą dobre i wtedy trzeba się będzie zmierzyć z najgorszym. Wiem jednak, że będę robić wszystko, żeby być przy niej, aby choć fizycznie nie była sama. Teraz ma mnie, ale też wnuki, które sprawiają, że nigdy nie narzeka na nudę, mimo że choroba jej uniemożliwiła pracę zawodową.

Ela i Laura – przebojowa mama i wspierająca córka, które razem są nie do pokonania

Ela zachorowała dwa lata temu i do dziś jest pacjentką onkologii. Dzięki ogromnej sile, uśmiechowi i wspaniałej córce, dla której jest żywą inspiracją, Laurze.  

Moja mama…

Laura (córka): Podziwiam moją mamę za odwagę i wytrwałość. Wiem już, że ze wszystkim sobie zawsze poradzi. Ale to, co cenię w niej najbardziej to to, że jest nieco szalona i bardziej zwariowana, niż inne mamy. Chciałabym być tak szczera jak ona. Mamy ze sobą bliską relację. Mogę jej zaufać jak przyjaciółce. Często wychodzimy razem na działkę, zakupy, do kina. Pieczemy razem ciasta albo bułeczki. Tylko same, we dwie, bez taty i brata. 

Ela (mama): Raz ich zabrałyśmy, ale potem żałowałyśmy!Ale przede wszystkim to, co robimy najczęściej to się przytulamy! Uwielbiamy się ze sobą przytulać. I równie często mówimy sobie “kocham cię”.

Gdy mama zachorowała… 

Laura: Zaczęłam patrzeć na mamę inaczej. Jeszcze bardziej zbliżyłyśmy się do siebie. Zaczęłyśmy spędzać więcej czasu ze sobą. I cenimy ten czas jeszcze bardziej.

Ela: Wiedziałam, że lada moment będę znów w szpitalu i tego czasu nikt mi nie zwróci. Zawsze byłam osobą mało przejmującą się “pierdołami”, ale od momentu diagnozy jeszcze bardziej przestałam martwić się, że pranie jest nie wyprasowane, garnki nie pomyte, kurze nie starte… Nagle to przestało mieć znaczenie, bo wolałam w tym czasie wziąć Laurę na działkę. Muszę powiedzieć, że nikomu nie życzę, aby musiał przez to przechodzić, co my. Ale gdy to już jest za nami to czuję pewnego rodzaju wdzięczność, bo właśnie dzięki temu nasza więź stała się silniejsza. Teraz wiem, co się liczy i że mam na kogo zawsze liczyć. Nawet w tych najgorszych momentach. 

Laura stanęła na wysokości zadania. Miała wtedy 12 lat, a ja miałam wrażenie, że nagle to już nie dziecko! Stała się samodzielna. Wiedziała, co robić! Dała mi niesamowite wsparcie. A ja martwiłam się, że tego nie udźwignie. Bałam się o jej reakcję, dlatego długo nic jej nie mówiłam, a tymczasem jej dojrzała reakcja sprawiła, że wreszcie stałam się spokojna. Czułam, że jest przy mnie. Od tej pory razem budowałyśmy zaporę pozytywnych myśli. Wręcz nie dopuszczałyśmy takiej opcji, że będzie źle. I póki co jest dobrze.

Moja mama….

Ela, podobnie jak Laura, również doświadczyła choroby swojej mamy (guzy na jajnikach oraz macicy), gdy była w wieku swojej córki. To również wpłynęło na to jak potraktowała doświadczenie choroby w relacji z swoją córką. Tak wspomina relację ze swoją mamą.

Ela: Gdy zachorowałam to bardziej zaczęłam podziwiać swoją mamę. Była ona pierwszą osobą, z którą podzieliłam się wiadomością o diagnozie I to była pierwsza osoba, do której pojechałam, gdy usłyszałam diagnozę. Ona w tym samym czasie była chora tylko jedno pokolenie wstecz. Wiedziała, co przeżywam. A ja zrozumiałam, że ona strasznie się martwiła tyle lat, bo wiedziała co mnie może czekać. Teraz ja wiem jak mogę wspierać Laurę, jeśli kiedyś ją dotknie to samo, co nas. Przede wszystkim jednak, zobaczyłam, co musiała przejść, niosąc jarzmo choroby i nie mówiąc o tym nam, swoim dzieciom. Poczułam żal i współczucie. Cieszę się, że ja zdecydowałam się powiedzieć o chorobie mojej córce, bo dzięki temu obie dałyśmy sobie niesamowitą siłę

.


tekst: Natalia Ignacek