Zaakceptować raka, celebrować życie

Powiedziała rakowi tak. Ale śmierci stanowcze nie. Tak jak cukrowi, łzom i gonitwie życiowej. Dziś wspina się po górskich szczytach, zwiedza świat, uprawia jogging i po prostu celebruje życie w każdym jego aspekcie – przeczytajcie rozmowę z autorką bloga TakRak, Urszula Stolińska.

UNIKUM: Kiedy i w jaki sposób dowiedziałaś się o chorobie?

Pewnego dnia podczas kąpieli pod prysznicem wyczułam coś twardego. To był bardzo trudny okres w moim życiu. Umówiłam się prywatnie do zaufanego ginekologa. Wizyta przypadła na moje 37. urodziny. Moja 10-letnia córka czekała pod gabinetem, po wizycie miałyśmy iść na lody… Lekarz zrobił USG i od razu powiedział, że to dwa raki obok siebie…

Jaka była Twoja pierwsza reakcja?

Zaczęłam płakać jak nigdy wcześniej i najgorsze było to, że ludzie dzwonili z życzeniami urodzinowymi, a ja ryczałam. Nie pamiętam nawet jak wróciłyśmy do domu. Bardzo dużo biegałam wtedy, robiłam maratony i po prostu nie wierzyłam w to, co usłyszałam.Cóż, w naszym społeczeństwie nadal brakuje otwartości i świadomości mówienia o tej chorobie. Nadal dla ludzi informacja „rak” = wyrok śmierci.

Kto był dla Ciebie największym wsparciem?

Byłam po rozwodzie, po nieudanym drugim związku. Musiałam się szybko wyprowadzić i nie miałam gdzie. Pomogła mi bardzo moja siostra, która na stałe mieszka w USA. Ona poukładała całe moje życie, była i nadal jest moim największym wsparciem. Dużo czytała, dawał mi książki, umawiała na prywatne wizyty, żeby skonsultować diagnozę. Przyjechała na moją operację, chociaż sama miała dwójkę małych dzieci.

Jak zmieniło się Twoje życie po diagnozie?

Zmieniło się diametralnie. Jeszcze w szpitalu przeczytałam, że po raku piersi kobiety wchodzą na szczyty górskie. Trochę dodało mi to otuchy. Pracowałam po operacji, nie byłam na zwolnieniu. Przeszłam całą chemioterapię czerwoną i białą, herceptynę, przy tym pracując. W przerwie wakacyjnej po podaniu chemii jeździłam w góry, wysokie Tatry. Zrobiła Orlą Perć, bo bałam się, że już nigdy nie będę miała szans przejść tego odcinka. Chciałam się szybko oczyścić. Jak opowiadałam lekarzowi prowadzącemu i pielęgniarkom to nie wierzyli. Przestałam jeść mięso, zresztą moja siostra i moja córka też nie jedzą już mięsa. Unikam cukru. Przeprowadziłam się do Warszawy i znalazłam bardzo dobrą pracę. Jestem nauczycielem i pracuję w prestiżowej prywatnej szkole Nobell w Konstancinie. Przestałam być takim cholerykiem jak kiedyś. Celebruję życie i cieszę się każdą chwilą. Współpracuję z fundacją, spotykamy się z dziewczynami, wspieramy, wspólnie wyjeżdżamy. Byłyśmy na Gibraltarze, płynęłyśmy rejsem wybrzeżami Afryki, zwiedziłyśmy Hiszpanię, Tajlandię i ciągle nam mało! Miałam sesję w bieliźnie i szlam w pokazie na Braday, miałam sesję do projektu Piękna i Bestia oraz Elektryczne Kobiety. Weszłyśmy z onko-dziewczynami na Czerwoną Ławkę i na Gerlach. W tym roku planujemy wejść w wakacje na Łomnicę. Biegam, chodzę na basen, na kijki… staram się dbać o siebie. Chociaż przyjmuję codziennie tabletki, antyhormony i mam +15 kg, to się nie poddaję!

Co byś powiedziała innym chorym jako słowa wsparcia, porady?

Pamiętam jak lekarz powiedział mi, że to najlepszy rak, na jaki  mogłam zachorować…. To prawda, mamy dobre rokowania i trzeba wierzyć w siebie, swoją siłę i celebrować każdą chwilę. Oczywiście w naszej grupie bardzo dużo dziewczyn umiera i wtedy człowiek się załamuje, ale życie jest nadal takie piękne.

Co jest istotne w życiu z chorobą – dieta? Sport? Dbałość o psychikę?

W życiu najważniejsze jesteśmy My. Trzeba się kochać, wstawać rano i mówić do siebie, że to nowy, kolejny dzień i możemy go cudownie zagospodarować. Wstaję rano i idę biegać, uprawiam slow jogging, bo kondycja już nie ta. Staram się co najmniej godzinę biegać – robię od 5 do 15 km. Jadę do pracy, gdzie jem dużo warzyw, owoców i potraw wege. Wprowadziłam w szkole akcję “No sugar”, bo to bardzo ważne, żeby edukować młodzież w temacie zdrowego odżywiania.

Jak Twoja  sytuacja wygląda obecnie?

Obecnie jestem pod kontrolą lekarza co pół roku. Robię raz na 6 miesięcy USG piersi, raz na rok scyntygrafię lub badanie PET. Codziennie biorę antyhormony Tamoxifen, zalecenia były na 5 lat, potem na 10. Mój lekarz, któremu ufam, każe brać do końca życia. Dużo jest niestety przypadków wznowy choroby po odstawieniu, więc nie grymaszę i biorę. Chociaż bardzo nie lubię swoich dodatkowych kilogramów. Od pierwszej chemii nie mam okresu i jestem w sztucznej menopauzie. Uczucia gorąca nadal są bardzo nieprzyjemne, moja córka zawsze się śmieje. Gdy się denerwuję, natychmiast robi mi się gorąco i każę otwierać okno. Mam problemy z orientacją, nigdy wcześniej nie miałam takich symptomów. Kilka razy się już zgubiłam, pod blokiem jak zostawię auto, to nigdy nie wiem, gdzie zaparkowałam. Najważniejsze, że żyję. Mogę wychowywać moją córkę, pracować i celebrować każdy dzień.

Skąd tytuł Twojego bloga?

Strona powstała, bo nie działała terapia u onkopsychologa. Moja siostra chciała bardzo, żebym przeszła terapię. Ja jestem nauczycielem, który pracował w szpitalu, w klasach terapeutycznych. Współpracowałam z Monarem. Wszędzie był sztab psychologów i trudno było mi się znaleźć po tej drugiej stronie. Wtedy moja koleżanka psycholog powiedziała, żebym zaczęła pisać bloga. Wtedy będę mogła zobaczyć, że da się żyć i robić cudowne rzeczy po tym traumatycznym doświadczeniu. Pomyślałam sobie wtedy:  “Tak, mam raka…” I muszę to zaakceptować, więc powstała  nazwa TakRak.
Facebook >>>>>TakRak

Red. Natalia Ignacek